"Jak mnie można kochać..." - takimi słowami zakończyła się rozmowa moja z Rafałem dzisiejszego mroźnego popołudnia. Nie mówiłam mu nic, żebym ja go kochała... Tak jakoś to wyszło. Daję mu słabe sygnały, ale chyba przejdę na wyższe częstotliwości ;). A co u mnie słychać? Aaaa, jeszcze żyję i nie narzekam ;). Pomimo wrednych nauczycieli, którzy nie robią nic innego prócz kartkówek, odpytywanek i sprawdzianików. Uczę się i sprawia mi to radość, hahaha :). Co się porobiło. Ale tłukiem nie jestem, więc mi to nie przychodzi z trudnością ;). Na piątek chcemy zorganizować jakiegoś alkohola i urządzić sobie libację w ostatnich ławkach :D. Pewnie by nas ze szkoły wywalili... ale znając moją klasę, to nic z tego nie wyjdzie. Zawsze dużo gadki, mało wykonanych pomysłów ;). Ale jak tutaj można się skupić na jakichkolwiek planach, jak nas facet z chemii męczy?? Sytuację staram się rozładowywać moim zaraźliwym i bezwstydnym śmiechem noszącym się echem po całej klasie, aż mucha nie siada (hahaha, muszę sobie to zapisać :D). Zajadam teraz twarożka i mnie skręca, takie to słodkie ;).
Wczoraj napadało śniegu po same uszy, więc dzisiaj wysmarowałam w drodze do szkoły Rafała śnieźkiem :D Niemiła ze mnie bestyjka, wiem ;). Rzec można nawet, ze potwora :P. A on, taki biedny i przemoknięty, siorbał cały dzień noskiem. Ogrzewałam go w czasie nudnej lekcji matematyki, ale chyba to nie pomogło... Teraz wysłał mi sms-ka, że siedzi pod kołdra i zażywa aspirynę... Ech, ale jestem paskudna :P. Ale mam powodzik, żeby go odwiedzić ;).