Zimny maj
Zawsze po dniu pełnym wrażeń - czy to pozytywnych, czy negatywnych - jestem wypompowana z energii. Tylko pogoda ciągle się buntuje i do domu wracałam w strugach deszczu, przemoczonych spodniach i butach - bo pierwsze kroki z autobusu skierowałam prosto w największś kałużę na chodniku, ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło - przynajmniej nie muszę myć nóg ;).
Co do pogody, to rzeczywiście jest okropna. Jestem straszny zmarźluch (tak, tak czas się do tego przyznać!) i po ostatniej zimie chcę już ciepełka. Mój mężczyzna stara się jakoś temu zaradzić, ale jako że mamy oboje ostatnio coraz mniej czasu dla siebie i od ponad tygodnia się nie widzieliśmy - mój komfort termiczny ulega stałemu pogorszeniu. Różnie ostatnio bywa, głównie przez moje hormony. W jednej chwili ze słodkiego kwiatuszka mogę zmienić się w drapieżną harpię i podziobać komuś serce. Hmm, staram się nad sobą pracować, ale tak często nie wychodzi. Z rodzicami też różnie się układa. Coraz częściej jedno źle wypowiedziane słowo - głośniej lub za cicho - powoduje furię i awantura gotowa. Ale takie jest życie i ludzie, nigdy nie było, jest i będzie różowo. Zawsze możemy się starać, a jeśłi nie wyjdzie - cóż, przynajmniej próbowaliśmy.
Dobrze jest być przez kogoś docenioną. Zwłaszcza, że człowiek i zakompleksiony, i tak jakoś potrzebuje ciepłego okładu na serce.