+dodatek nadzwyczajny ;)+
W sumie powinnam dodać to do starej notki (teraz już jest stara ;))... Przyznam się, że pisuję czasem w takim "zwykłym" dzienniku... I wczoraj czytałam go od początku. Czyli od 9 września 2002... Kiedy skończyłam, wzięłam w palce te kartki, które zostały do końca zeszytu... "Czy będą szczęśliwe dla mnie i dla bliskich mi osób?", "co będą zawierały?"... Chciałabym być przygotowana na to, co się stanie... a czuję w kościach, że coś będzie... nie wiem jeszcze, czy będzie to dobre, czy też złe... Ważne, że COŚ.
Pesymistka się ze mnie robi. Widzę wszystko w czarnych barwach zawsze wtedy, kiedy jest dobrze. A może to przekora? Pierun to wie ;). Bo też zawsze mi najweselej wtedy, kiedy jest najgorzej... Może staram się po prostu podnieść jakoś na duchu siebie i otoczenie. Ktoś taki zawsze musi być. Bo inaczej świat byłby tragicznie smutny... Po przekazaniu moich (jakże mądrych słów :P) powiem jeszcze jedno - Howg! :P