Bez tytułu
Sama nie wiem, jak to nazwać. Niepokój? Chyba. Takie coś odczuwam od kilku dni. Że nieoczekiwanie spadnie na mnie coś złego, co znowu zachwieje moją - i tak już słabą - równowagę. Tak mi jakoś żałośnie :(. I to ja, która ostatnio wszystkich podtrzymywałam na duchu, teraz nagle zaczynam się łamać. Ale jestem tylko człowiekiem. Potrzebuję czegoś, co mnie wzmocni, podbuduje. A ja czegoś takiego nie mam. Potrzeba mi czegoś więcej, niż powodzenia w szkole, dobrej atmosfery w domu. Ludzie mi się dziwią Że jeszcze czegoś chcę. Tak, chcę. Chcę, żeby zawsze ktoś przy mnie był i mnie wspierał, kiedy będę tego potrzebowała. A ciągle kogoś takiego nie ma. Chyba jestem jakimś dziwolągiem i wszystkich odstraszam. Przykro mi z tego powodu. Już nawet nie staram się zmieniać. To i tak nic nie da.
I tym optymistycznym akcentem witam w lutym ;).