Jesienno-zimowo
Za oknem straszna szaruga, mokro, zimno i mgliście. Pomimo tego, że nie cierpię zimy, zimna, śniegu i wszystkiego, co jest z tym związane, to wolę już sytuację, kiedy spadnie Ci koło domu 2 metry śniegu, mróz zamrozi wszystkie zamki i kłódki, niż patrzeć na to, co aktualnie dzieje się za moim oknem.
Chyba powinnam zapisać się na zajęcia z boksu, bo wolę w ten sposób rozładowywać frustracje, niż krzyczeć, tupać nogą albo kręcić nosem. Latanie z odkurzaczem, pucowanie okien już też nie pomaga. No, może tylko na chwilę. Chociaż z tym rozładowywaniem frustracji tez muszę uważać, bo ostatnio na wfie dostałam tak szpetnie piłką, że chyba coś mi w kości strzeliło, bo od ponad tygodnia chodzę i jęczę, i już nawet pojemnika z piciem odkręcić nie umiem. W sensie że korka, nie butelki. Niby nie puchnie, smaruję fastumem, ale i tak boli jak diabli.
Czuję się trochę jak na przysłowiowym rozdrożu - bo po 2 latach zaczynam dochodzić do wniosku, że co tak właściwie ja robię na swoim kierunku. Nawet nie chodzi o to, że uczę się do kolosów, zaliczeń, a od początku semestru ciągle coś zawalam. Nie jest tak, że jestem kompletnym ciemniakiem i nie rozumiem podstawowych wiadomości albo nie umiem czegoś wykuć na pamięć. Z jednej strony szkoda mi czasu i sił, które poświęciłam temu, co robię. Ale z drugiej strony - mam do końca życia tkwić po same uszy w czymś, co mnie kompletnie nie interesuje? Wiem, wiem, miałam o tym myśleć przy składaniu papierów. Ale jak można wymagać od 19 letniej osoby wiedzy, czym chciałaby się zajmować przez resztę życia? Kiedy człowiek jest młody, to głowę ma pełną marzeń, planów, pomysłów. Dlatego zdecydowałam starać się o przyjęcie na zupełnie inny kierunek. Co z tego wyjdzie - nie wiem. Na razie nie zamierzam rezygnować ze studiów, po prostu zobaczę, jak się dalej potoczy mój plan. Ktoś mądry powiedział kiedyś, że planowanie to czas stracony - owszem, ale życie bez jakiegokolwiek planu tez nie jest rozsądne.
Powiedział, co wiedział, a teraz idzie zjeść :)