Dzisiaj miałam na 8, wstałam o 7. Po rutynowych codziennych czynnościach poszłam do szkoły. Po drodze spotkałam moje dwie sąsiadki. Chodzimy do jednej szkoły, tylko one są ode mnie młodsze. Przegadałyśmy i przechichotałyśmy całą drogę. I tak, z dobrym humorkiem, wkroczyłam do sali nr 12 na biologię... na szczęście zadanie miałam odrobione, ale babka i tak zadała sprawdzianik na przyszły tydzień... Potem, w czasie jednej z przerw, zostałam opierdzielona przez nauczyciela. Powód był o tyle błahy i o tyle powszechnie popełniany przez naszych znajmomych z innych klas, że nawet nie chce mi się o nim pisać... Oczywiście tylko ja miałam takie "szczęście", że mnie przyłapał... Bynajmniej nie na paleniu! A najśmieszniejsze jest to, że on stał i mnie pouczał, a za jego plecami ludzie szli sobie popalić papieroska... No nic. Taki żywot. Teraz jestem zmęczona, boli mnie gardło, kręgosłup, nogi... a co mnie nie boli?? Uszy ;).