Goraco, za goraco
Och, jak dzisiaj jest goraco! Nie byl to zbyt dobry pomysl, ale wyskoczylam dzisiaj z Rafalkiem do Pizzy Hut i na miasto. Najmilszym faktem jest z pewnoscia to, ze czekalismy na busa prawie godzine. Malo brakowalo, a usmazylibysmy sie i nie moglabym juz nic zrobic :-)). Nawet pisac blogusia ;-)). Ale po tym, jakze milym przezyciu, udalo sie nam dostac do centrum za pomoca autka mojego tatuska. W pizzerii spedzilismy chyba z cztery godziny, bo jak sie rozgadalismy, to potem nie moglismy sie opanowac i tak plynely godzinki... Potem poogladalismy wystawy i sklepy w miescie. Wstapilismy tez po drodze do biblioteki i do fryzjera, gdzie siedziala moja mamunka. Podcielam sobie 5 cm wlosow, ale to i tak nic nie zmienilo - dalej sa dlugie, ale piekniejsze (ach, ta moja wrodzona skromnosc;-)). Tak sobie zaobserwowalam, ze... Albo nie. Nic juz lepiej na ten temat nie powiem :-)). Oczywiscie Rafalowi nie chcieli wyrobic karty, bo potrzeba podpisu osoby z rodziny. Do teraz chce mi sie smiac, jak sobie przypominam, jak Rafal nie mial serca wyrzucac frytek, ktore zamowil. Nawet zaczepil jakies biedne ;-) dzieciaki, czy nie chca ich zjesc. Rozesmialam sie w glos i powiedzialam mu, zeby nie napastowal dzieci, bo z nieznajomymi sie nie rozmawia. On tylko odburknal cos urazony i wyrzucil fryty do kosza. Powrot takze odbyl sie bez kolizji - znowu okazal sie tutaj nieoceniony samochodzik mojego taty.
Dalej mysle o tym, co mam zrobic ze swoim zyciem. Ale dzisiejszy wypad do centrum z Rafalem poprawil mi humor. I znowu mam sily borykac sie ze wszystkim.
Rafal chce mnie wyciagnac jutro do kina. Jak na razie jestem splukana i wykonczona dzisiejszym wypadem, takze nie bede sie wypowiadac w tej kwestii dzisiaj. Jutro.