Kolejna notka...
Pada. Zimno. Wakacje. Tak zaczyna się ta opowieść...:-). Wczoraj lekko się wkurzylam na mojego kumpla. Olal mnie totalnie. Zresztą, czym ja się przejmuję? Palant z niego. Och. Dlaczego tylko ja mam takie szczęście??!! Tylko mnie olewają! Mam tego dość. Wszyscy mają mnie gdzieś. Tylko Kasia trzyma mnie jeszcze przy życiu. Jedyna życzliwa mi osoba. Poza rodziną, oczywiście.
Bylam dzisiaj z moim maleństwem u weterynarza. Rozrabial, grzybek malutki. Malo brakowalo, żeby pogryzl panią doktor. Teraz odsypia stres. Obrazil się na mnie, bo sprawilam mu ból. No, niezupelnie ja. Ale pazury mial niczym wściekly kot, a dziób ostry jak żyletka. Nawet salaty nie mógl ugryżć. O kim mówię. O moim skarbeńku - żólwiu. Mój maly indywidualista. Tak gadaliśmy z rodzicami i lekarką (staruszkowie byli potrzebni do transportu :-)) o psach. Możliwe, że niedlugo będę mieć. Jak on ma się nazywać??? Nie pamiętam, taka jakaś śmieszna nazwa. Tata napalil się na... chichuahę (tak to się piszę?? :-)). Tak prawdę mówiąc, to... wolę ZOZOLE!! He, he, he.
Nie mogę znieść tego, że zawsze gapią sie na mnie chlopacy, którzy popijają piwko. Jakby nie mogli jacyś normalni. Ten weterynarz byl kolo jakiegoś baru, więc milalam ich. Gapili się. Nie moglam już tego zniećś. Mialam ochotę odwrócić się i... coś im pokazać, ;-).
Ooo! Wypogadza się! Super. Może polecę w tym tygodniu do Kosiulka. Narka misiaki! :-*
Dodaj komentarz