Khem...
Jakoś mnie senność dzisiaj obrała za swoją ofiarę. Taka typowa CKM-ówka ze mnie (czyt. CiężkoKapującaMózgownica). Każdy czegoś chce, każdy coś gada... a ja tylko mimochodem potakuję głową i patrzę jak przez mgłę. Bo też czego oni ode mnie chcą...
Wybudził mnie kochany i milusi wilczur moich sąsiadów z góry. Dźwięki te, połączone z płaczem niemowlaka, dają niesamowity efekt wczesnym rankiem. Tak niesamowity, że zerwałam się na równe nogi, podeszłam do okna i potknęłam się o papcia. Efekt - bolący kuperek.
Mając przed sobą perspektywę pięknego, słonecznego i mroźnego dnia, udałam się do tzw. centrum. Po jakimś czasie, po owocnym buszowaniu po sklepach, wracałam autobusem do domu. Miałam już niedaleko do wysiadki, więc stanęłam sobie przy rurce (bez skojarzeń ;)). I tak się zamyśliłam, że z tego wyrwało mnie dziwne ciepło w rękę. Okazało się, że (naturalnie niechcąco) chwyciłam jakiegoś nieznanego mi chłopaka za rękę. Spłoszyłam się z lekka i wystrzeliłam na najbliższym przystanku. Hm... biedny chłopak, pewnie pomyśli, że ja jakaś zbytnio otwarta i bezpośrednia ;).
Dodaj komentarz