Kasztany
Miała być godzinka, a wyszło... z 3 :). Miałam iść z Rafałem tylko do księgarni i do sklepu... a zeszło nam ładnych parę godzin. Bo sobie wymyślił park... potem kastzany.. I tak rzucaliśmy w drzewo patykami :) i rozwalaliśmy kasztany :). Znów się czułam jak małe dziecko :). Ale było świetnie:). Tylko, że ja nie wzięłam ani kluczy z domu, ani telefonu... A rodzice wyjechali... Mieli do ciotki... Nie ma to jak sprinterek z 5 piętra (za długo by czekac na windę) i biegem, drę się przez pół miasta "Rafał!". Zareagował dopiero za drugim razem, kiedy zawołałam go po nazwisku... :). Poszłam z nim do Kaśki, zadzwoniłam od niej do ciotki. Nikogo nie było. Potem na komórkę do taty... Odebrał. Trochę mnie ochrzanił, ale był nawet miły. Odwiózł mnie do domu, dał jedzonko i od razu zrobił się milszy. Teraz obydwoje sa u ciotki... Ja się uczę... hihi. Pogadałam chwilkę z Rafałem przez gg... Teraz się uczy ;). A ja też się chyba za to zabiorę. A te kasztany... Leżą na stole i błyszczą... tak ładnie :)
Dodaj komentarz